7.15.2020

Od Beatrycze CD Billa - Zlecenie


Cóż, większośc psów ze straży ma cos do mnie i mojego pilnowania. Przecież jednym z moich głównych zadań, o ile nie najważniejszym jest wyruszanie na przegląd sfory poza jej terenami. To była w miarę ciepła noc, wiał przyjemny, letni wietrzyk, a wokół było już zielono. Zostawiłam Lucyfera typowo w jaskini i wyszłam, nic nowego.
Oczywiście i tej nocy usłyszałam nadchodzącego Billa za mną. Próbował pewnie się skradać, ale nie pykło mu bycie szpiegiem i szybko go usłyszałam. Chwilkę zajęła nam rozmowa odnośnie tego po co tu idę, dlaczego i akurat o tej porze aż zobaczyliśmy znanego nam wcześniej wilka. Ale w tym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że... ja go naprawdę znam, nie tylko z widzenia i tego, że wczoraj go załatwiłam z Billem, ale z innych okoliczności. Sam fakt, że w sforze jest pies, co nosi imię upadłego anioła, może mieć związek z tym, że i diabeł miał swych "poddanych" i pomocników. Lucy zawsze miał kilka wilków, na posyłki, albo chociaż na śledzenie mnie w celu "ochrony".
Dromos to czarny wilk z żółtymi oczami. Poprzedniej nocy było naprawdę ciemno i może dlatego go nie poznałam...
- Zgubiłeś się wśród innej  rasy niż ty? - spytałam go, podeszłam bliżej i usiadłam po prostu. Nie chciało mi się już z nim tłuc.
Zdziwił się, gdy spojrzałam na niego.
- Bea... zepsułaś mi wejście - prychnął i usiadł też.
Bill chyba zmieszał się teraz.
- Nie poznałeś mnie ostatnio? - oburzyłam się.
- N... nie... - powiedział i odwrócił wzrok.
Pragnę wspomnieć też, że Dromos nie należał do tych inteligentnych wilków. Razem z Squeezem byli najgłupszym duetem. Dobrze, że go nie ma.
- Chcesz, by Lucy dowiedział się, że zaatakowałeś mnie i psa z jego otoczenia?
- Nie, nie, nie! - wykrzyknął i stanął na równe łapy. - Nie chcę znów jego krzyku i przemocy wobec nas...
- To nie śledź mnie i... wynoś się z terenów Royal Dogs. Inaczej powiem mu to, Dromosie.
Wilk jak stał, tak się odwrócił i szybkim krokiem oddalił się. Nie potrzeba było dużo czasu aż w ciemnościach zniknął nam z oczu.
- Znałaś go?
- Tak... znam kilka wilków. Przez Lucyfera...
Zgorszony Bill dodał:
- Wiesz, że sprowadza niebezpieczeństwo sforze? Skąd wiesz, ile ich może być!
- Cóż znam kilka, ale... tamte nie są bezmyślne i niebezpieczne. Dromos i Squeeze atakują bez powodu i myślą, że siłą wygrają wszystko... Azai, Takuma i Legoshi są ci mądrzejsi.
- Zaraz... znasz pięć wilków?
- Na to wygląda - wzruszyłam ramionami i wstałam. - Błagam, nie komentuj tego i jeśli chcesz, to wracajmy do sfory...
Wstałam i zaczęłam zmierzać w stronę  naszego miejsca, w którym się osiedliliśmy. Bill jak widać nie chciał komentować więcej moich znajomości z byłymi wrogami. Ja uważam, że każdy wilk ma kły ale wie, kiedy je pokazać.

~CZAS, GDY SFORA SIĘ OSIEDLIŁA W WIOSCE~

Mamy swoje domy, karczmę, uprawy oraz miejsce, gdzie nie ma żadnego człowieka i żadnego wroga. Możemy żyć spokojnie, na razie. Jedyne wilki, które spotykałam w okolicy to przyjaciele i przyjaciółki Lucyfera, którzy zapewne łażą tu tylko za jego zleceniem. Poza tym jest tu cicho, a ja wychodzę na patrol w niedalekie zakątki lasów i znajduję nowe miejsca.
Dzisiejszego dnia otrzymałam zlecenie od hierarchii o sprawdzeniu szlaku w górach, który podążał kamienistą dróżką obłożoną mchem. Tegoż samego dnia wzięłam swoją sakiewkę, karambit i chciałam ruszyć w drogę. 
Około południa, gdy pakowałam broń, jakieś zioła lecznicze, kawałek mięsa upolowanego zająca oraz średnich rozmiarów szklaną butelkę niczym po eliksirze, przyłapał mnie na tym Lucyfer w naszym nowym domku.
- Gdzie się wybierasz? - to było jego typowe pytanie.
- Dostałam zlecenie.
Lucyfer usiadł naprzeciw mnie.
- Bea... nie musisz robić wszystkiego, co ci każą...
- Nie robię. Robię co lubię.
- Pracujesz często. I dużo.
- Co z tego? Lubię swoje zajęcie. Ty masz ograniczone zdolności, więc... zadanie pozostaje na jednego psa.
Westchnął i usiadł.
- Jeszcze jedna uwaga... Bill zwracał mi uwagę na wilki, które kręciły się w czasie, gdy sfora wędrowała, ale i teraz. Powiedz swoim małym "demonom", by nie kręciły się wokół sfory. Nie musisz mnie pilnować i chronić, rozumiesz? - powiedziałam i uśmiechnęłam się sarkatycznie. Poklepałam go po ramieniu i wstałam - Dzięki, że zrozumiałeś. 
Nie chciałam robić większej afery i po prostu wyszłam. W środku byłam jednak wściekła za to, że posyła swoich kolegów, by mnie kontrolować.
Gdy z pełnym ekwipunkiem wyszłam z domu, przemierzyłam inne domki i znalazłam się niedaleko targu złapał mnie Bill. Znowu mnie znalazł.
- Gdzie się spieszysz? Znów samotny spacer?
- Zlecenie Bill - powiedziałam. - Idę szlakiem w góry, by odkryć nieznane i zapomniane.
- Iść z tobą dla bezpieczeństwa? - dodał.
- Nie... - powiedziałam i zamyślona spojrzałam w góry. Nie ukrywam, że irytują mnie już wiadomości z wątkiem "bezpieczeństwa".
- Rozumiem... ale jeśli nie będzie ciebie w sforze długo, to wezwę straże.
- Nic mi nie będzie, powtarzam to zawsze i każdemu - powiedziałam i kiwnęłam głową na pożegnanie.
Zmierzyłam w stronę lasu. Była tu trochę błotnista ścieżka ze względu na letnie burze. Drzewa dające cień na ścieżce nie pozwalały na wysuszenie jej przez słońce. Latało tu mnóstwo różnorodnego robactwa, a między krzakami nieraz widziałam zająca, gronostaja lub mniejszego gryzonia. Drzewa przez wilgoć obrosły mchem, a kwiaty na łąkach  były kolorowe. Im bliżej gór, tym krajobraz był coraz to bardziej skąpy w obfitość krzewów owocowych i bujnych, liściastych drzew. Obecnie górowały drzewa iglaste, a ścieżka stała się kamienista; co jakiś czas czułam wzniesienie, a mój oddech był szybszy. Stanęłam na jednej ze skał i popatrzyłam w dół; widziałam las, a w dalekiej odległości małe kropki, czyli nasze siedlisko. Idąc dalej zobaczyłam płynący potok, który spływał w stronę lasu i napełniał naszą studnię. Napiłam się wody i postanowiłam, że wleję ją do szklanej butelki. Napełniłam ją i ruszyłam dalej.
Szlak miejscami był stromy, ale posiadał w sobie dużo pozytywów - piękne widoki na wysokie łąki oraz świerze powietrze, w którym się bardzo dobrze oddychało. Dotarłam do stromego odcinka, na którego końcu usiadłam na skale i patrzyłam na wrzosowisko z zieloną trawą. Możnabyło zauważyć lekką mgłę. Po chwili usłyszałam echo. Beczące echo. Odwróciłam się i popatrzyłam na górę - na półce skalnej stały dwie kozice, ale gdy zobaczyły mój wzrok od razu uciekły. Wyciągnęłam mięso zająca, zjadłam je i zaczęłam iść dalej. W rogu, między kamieniami dostrzegłam chowającego się gronostaja, który szybko skończył swój żywot w moim pysku.
- Nie twój dzień - powiedziałam odkrawając karambitem najsmaczniejsze kąski, dwa zjadłam, a resztę wrzuciłam do torby.
Idąc bokiem, na skraju polany dostrzegłam niewielkie wejście do jaskini, najpewniej należała do małego drapieżnika, takiego jak ryś. Nie chciałam tam wchodzić, by narażać siebie.
Spojrzałam na słońce - zbliżało sie ku zachodowi, a więc musiałam już wracać. Przed moimi oczami było kilka rozwidleń: jedno prowadziło na wyższy masyw górski, inne na polanę, a ostatnie w dół do lasu przez kolejne wrzosowisko. Zaczęłam więc przemierzać piękną, wysoko osadzoną łąkę. Słońce w takiej sytuacji przybrało kolory różu i pomarańczy zachodząc za górskim horyzontem.
Idąc lasem zrobiło się już całkowicie ciemno. Nie bałam się, że jeden z przyjaciół Lucyfera mnie dorwie i będzie śledził, ale w ciemnościach i tak usłyszałam czyjś szmer. Zatrzymałam się, wyciągnęłam karambit i zatrzymałam się. Usłyszałam, że coś stoi pod drzewem i rzuciłam tam precyzyjnie moją broń.
- Aj! - usłyszałam znajomy mi krzyk.
Oczywiście. Bill. To w niego cisnęłam karambit, który był teraz wbity w drzewo i lekko drasnął go w ucho. Pies stał sztywno pod pniem, gdy do niego podeszłam. 
- Mówiłam, że mnie... - wyciągnęłam broń - ...się nie straszy. Poza tym ścieżka jest bezpieczna, można zobaczyć kozice i gronostaje. Przyjemne powietrze i ładne widoki - zraportowałam swoją wycieczkę i przetarłam liściem ranę psa.

Bill?
(1000+)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz