Nasz wspaniały plan z eliksirem nie ruszył się potem szczególnie do przodu, bo przydarzały się ważniejsze rzeczy, takie jak zdobycie domu. Mogłem wytrzymać łażenie jak spowolniony pingwin, jeśli przynajmniej nie musiałem pokonywać kilkunastu kilometrów dziennie. Zapomniałem jak przyjemne może być leżenie na grzbiecie i gapienie się w niebo bez myśli “Muszę się wyspać przed następnym dniem” i “Trzeba wstać, oni zaraz zaczną się ruszać”.
Mój własny pokój w chacie miał okna na wschód, jedna rzecz, która była podobna do dawnej komnaty. Nie było różnicy, łóżko, podłoga czy ziemia - jeśli jest płaskie, można spać.
Ten jeden raz naprawdę pamiętałem coś z mojego dziwnego, powtarzalnego snu.
- To magia - powiedział głos, który na pewno znałem, ale z jakiegoś powodu nie potrafiłem przypasować do osoby.
- Co?
- Twoje łapy. To magia.
- Nie rozumiem o co ci chodzi.
- Nie wygrasz z magią, Peter.
- Zobaczymy.
Ta osoba się uśmiechała. Nie potrafiłem nadal zobaczyć jego pyska, ale po prostu to wiedziałem. Wiedziałem, że ominęło mnie coś w tej rozmowie, ale i tak przynajmniej pamiętam coś poza jasnością. Nie byłem osobą, która wierzyła w przepowiednie i sny prorocze. Przeznaczenie to głupota. Jeżeli istniałoby, to byłoby tak niezwykle okrutne. Tyle szczeniąt umierało bez otwarcia oczu, tyle osób umierało w męczarniach albo całe ich życie było beznadzieją. Czemu niektórzy mieli mieć zapisane szczęście a inni nie? Kto niby to wybierał? Psy używały takiego wyjaśnienia tylko wtedy, gdy potrzebowały pocieszenia. Straciłeś partnera? Najwyraźniej nie było przeznaczone, byście byli razem. Zostałeś wygnany ze swojego domu? No najwyraźniej tak miało być. Całkowita głupota, ale przecież nie byłem potworem, nie będę się odzywać, jeżeli komuś to pomaga.
Mimo wszystko, byłem, można powiedzieć, doświadczony przez magię. Zdarzały się bardzo dziwne rzeczy na tym świecie, dziwniejsze niż psy mogły przypuszczać, a ja, jakby nie patrzeć, byłem związany z nią bardziej niż statystyczny mieszkaniec naszego wymiaru. Biegałem po Zaświatach i Pomiędzy, wracałem stamtąd i jeszcze miałem duszę połączoną z demonem. Nie miałem żadnego powodu, by robić z tego snu cokolwiek poza wytworem mojego uśpionego umysłu.
Wstałem rano, jakby nigdy nic i wyszedłem na zewnątrz. Te domy wciąż śmierdziały. Może nie przyzwyczaiłem się jeszcze do spania pod dachem. Dopiero byliśmy tu parę dni, ale mi przejdzie. Póki mogłem zamknąć oczy i nie martwić się, że zostawią mnie za sobą na pożarcie. Teraz, można powiedzieć, mieliśmy pewną sytuacje. Ustalone miejsca zamieszkania, konkretne granice bezpieczeństwa, znajome zwierzęta w najbliższej okolicy. Może to przez pewność wreszcie udało mi się zapamiętać, co działo się w powtarzalnym śnie. Wcześniej mój łeb nie mógł się skupiać na takich informacjach, zbyt dużo się działo, a teraz nareszcie nastał spokój. Mimo to, miałem takie nieprzyjemnie drapanie z tyłu głowy. Jakby coś mówiło mi, żeby nie zapominać tych paru zdań.
Siedziałem przy studni, słuchając ciszy. To była jedna rzecz, która przeszkadzała mi. Tu nie było nawet ptaków o poranku. Zdarzały się szczury albo robale, ale nawet one wydawały się bardzo cicho poruszać. Jakby bały się nawet wydać dźwięki.
Miss Clarice chyba jeszcze spała, gdy wychodziłem, jeszcze został nam czas do śniadania, ale będzie musiała tędy przechodzić. Dość przyjemnie patrzyło się na uśpioną wioskę, wiedząc, że jestem jedynym obudzonym.
- Spodobałoby ci się - powiedział cicho, sam nie wiedziałem nawet do kogo było to skierowane. Verga? Aut? - Jest dziwnie.
Brakowało mi rozmów z psami. W tych pierwszych dniach wszyscy po prostu kładli się do łóżek, tak szybko jak mogli i wysypiali się za wszystkie czasy. Prawie wszyscy wstawali późno, a ja zawsze wstawałem za wcześnie. Przydałyby się w takich chwilach książki, ale w sumie mieliśmy ich z dziesięć. Może ktoś postara się i napisze nowe, ale na to też potrzeba czasu. Na razie pozostawało mi krążenie wokół bezpiecznych rejonów. Dziś jednak coś miłego się przydarzyło. Prest pojawił się na horyzoncie wraz ze swoim dziecko-towarzyszem.
- Co tak wcześnie? - zapytałem.
- Tak się zdarzyło - odpowiedział i przysiadł się do mnie. Bazyli próbował zwrócić na siebie uwagę, dziobaniem Presta po łapie, ale był skutecznie ignorowany.
- Czy coś ciekawego ci się przydarzyło?
- Przez ostatnie dwanaście godzin nieszczególnie. - Pokiwałem łbem. - U ciebie?
- Nie tam, tylko sny mnie dręczą. Nieciekawe szczególnie. - Przymknąłem oczy i wciągnąłem zimne, poranne powietrze. Sen ciągle dudnił mi w uszach, wkurzające przypomnienie. Ten cały nasz plan z eliksirem mógł być absolutnie bezsensowny. I tak miałem zamiar się go trzymać. Najwyżej się zatruje. - Masz torbę, prawda?
- Tak, oczywiście. - Spojrzał na mnie. - Czemu pytasz?
- Moglibyśmy wziąć trochę jedzenia z kuchni i wybrać się w góry po naszego kwiatka.
- Teraz?
- A czemu nie? Jest rano, akurat będziemy mieć dużo czasu, żeby poszukać szarotki. I pogoda wygląda dobrze. Co ty na to?
[Prest? Meh, ale masz, rozruszajmy ich trochę, niech przestaną tylko siedzieć i gadać]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz