Photo by Alex South
IMIĘ: Pergilmes Han Solo. Już minęła mu niechęć do pierwszego członu i reaguje właśnie na Pergilmesa bądź Gila. Specjalnie nie ma dla niego różnicy. Han Solo nie funkcjonuje w jego łbie jako osobna struktura, tylko część całości. Parę osób może zawołać do niego per Glucie i zarobić jedynie zirytowane spojrzenie. Jeszcze jak usłyszy słowo Gilbert, to sztywnieje, ale się nie odwraca. MOTTO: On tego nigdy nie nazwie mottem i może ma w tym nawet trochę racji, ale i tak lepszego nie ma. Dwa proste słowa Dam radę, w które często sam nie wierzy, ale dźwięczą we łbie.
PŁEĆ Pies.
WIEK: 9 lat, już. Jego również to trochę przeraża.
RANGA: Po pierwsze jest alfą, ale poza tym wykorzystuje swoją bezsenność i został strażnikiem, zawód wykonuje wieczorami i nocami.
APARYCJA:
- rasa: kundlosznaucer.
- wzrost: 37 centymetrów.
- waga: 5 kilogramów. Powinno być więcej.
- wygląd zewnętrzny: sznaucer. Czarny sznaucer. Ile czarnych sznaucerów można tutaj znaleźć? To charakterystyczne futro ma odpryski na pysku, gdzie wydaje się ono trochę bardziej brązowe. To na pewno ma jakiś sens biologiczny, ale nigdy specjalnie się tym nie interesował. Jego oczy są brązowe, nie w żadnej ciekawej odmianie. Budową też specjalnie nie może się pochwalić, jest chudy, gdzieś na granicy zdrowia, ale nigdy nie udało mu się przybrać wagi, a mięśnie nie miały jak się zbudować, gdy większość czasu spędzał za biurkiem.
- głos: Christian Slater.
- znaki szczególne: irytacja, niemal zawsze wymalowana na pysku.
- Miał niespełnione marzenia zostania szpiegiem w dzieciństwie. Już dawno przestał o tym myśleć, ale nadal pozostaje całkiem niezły w skradaniu się.
- Ma chore serce i niestety niezupełnie pomyślał o znalezieniu zamiennika na tabletki, których w chaosie nie zabrał ze sfory.
- Zawsze nosi obrożę z doczepionym skullem, czyli naszyjnikiem niegdyś dostępnym w starej sforze.
- Bardzo nie lubi, gdy ktoś dotyka jego rzeczy, zwłaszcza dzienników, a teraz jeszcze bardziej się stresuje, gdy ma ich niewiele.
- Ma dużą, ukrytą sympatie względem ptaków.
PIERWSZE WRAŻENIE: Pergilmes wygląda, jakby chciał cię udusić, chociaż bardzo się stara, by było inaczej. Wydaje się spięty i poważny, jak też zwykle się czuje, rozmawiając z obcymi, chociaż już jest lepiej, niż niegdyś. Co prawda trzyma gardę, ale nie jest taki wredny, jak mu się zdarzało.
MORALNOŚĆ: Prawo jest po to, by go przestrzegać. Jeżeli prawo jest złe, należy je zmienić, a nie łamać. Ci, którzy biorą sprawy we własne łapy, zwykle po prostu chcą mieć wytłumaczenie dla swoich zachowań. Kara śmierci nie jest dozwolona, o to walczył i będzie walczyć.
CHARAKTER:
Pergilmes jest psem opartym na wydarzeniach i funkcjach, które pełni. Zostanie betą przed laty, wręcz wymusiło w nim opanowanie charakteru. Chociaż gniew w nim kiełkuje niemal nieustannie, to nie może pozwolić mu wyjść na powierzchnię. Nie często przynajmniej, bo oczywiście zdarza się mu wybuchnąć. Chcąc nie chcąc nauczył się też trzymać język za zębami, nieważne jak bardzo ma ochotę się odgryźć. Pergilmes to dupek. Niezależnie od tego, jak wiele można zrzucić na traumę albo stres, on po prostu jest dupkiem. Wrednym, irytującym, pyskatym dupkiem, który ma pewien filtr, ale nie zawsze go używa.
Działa szybko pod wpływem stresu. Nie ma czasu się denerwować, przejmować, tak jak robi to nieustannie, trzeba po prostu działać. Gdzieś w tyle łba powtarza sobie “Dam radę”, zajmuje się dziesięcioma rzeczami na raz, wyrzuca z siebie hektolitry słów, nie zawsze z sensem, tylko po to, by mówić. Tak jak zwykle jego uwagi są celne, mają uderzać tak, by skrzywdzić. Wie, co będzie najbardziej bolało, jak wbić ostre słowa. Kiedy wchodzi stres, jest jednak zmiana, delikatna na tyle, że większość nawet się nie zorientują - przestaje próbować, słowa płyną mniej uważnie, zamiast uderzać precyzyjnie, jakby bił na oślep.
Jego wredność jest charakterystyczna. To również musi kontrolować, ale łatwiej wychodzi na wierzch. Nawet nie tyle w jego wypowiedziach pojawia się sarkazm, a właśnie jego język jest zbyt długi, a poczucie winy zbyt małe, by przejąć się, złym samopoczuciem obcej osoby.
Zawsze brał na siebie dużo obowiązków, jednak kiedy stały się one ważniejsze, odpowiedzialność zaczęła na niego naciskać. Nigdy od niej nie ucieka, niezależnie, jak bardzo z czymś sobie nie radzi, nigdy nie będzie zrzucał ich na kogoś innego. Jego problemy, pragnienia i potrzeby są zawsze na drugim miejscu, on się nie liczy, tylko zadanie, które musi wykonać, a sam sobie przyznaje ich więcej i więcej. Rodzinny pracoholizm się w nim odzywa. Będzie siedział bez pożywienia godzinami, by zakończyć projekt. Jakkolwiek źle i niezdrowo może to zabrzmieć, praca jest jego podstawą.
Rodzina powinna być ważna i jest, nawet bardzo ważna, chociaż niekoniecznie jest najlepszy w okazywaniu tego. Pergilmes ma dobrą pamięć, można nazwać go inteligentnym pod wieloma względami, ale jego okazywanie emocji jest na poziomie minus dwanaście. Wie, że kocha swoją rodzinę, jest to już ustalone jako punkt w jego głowie. W jaki sposób dać im do zrozumienia to już inna sprawa. To nie jest typ, który przytula się na przywitanie albo całuje w czółko. Próby przekazania jakiś ciepłych słów, zwykle wychodzą sztucznie i wprowadzają Gila w większą irytację.
Jeżeli ktoś miałby określić go jedną emocją, byłaby to irytacja.
Chociaż przestał już być prawnikiem, nie jest to aktualnie specjalnie potrzebny zawód w wędrownej sforze, to prawnika z niego nic nie wyciągnie. Posiada ograniczoną ilość psów bliskich, ale niezależnie od tego, jak mocno ich kocha, to uznaje, że prawo jest prawem. Nieważne jaki ma osobisty stosunek, pies winny musi ponieść karę. Jeżeli serce mu się wyrywa w drugą stronę, ignoruje je.
Prawo, obowiązek, sforzanie. Kolejka wartości znajdujących się przed jego szczęściem i zdrowiem jest długa. Denerwuje się w praktyce wszystkim, niezależnie od tego, czy ma jakikolwiek wpływ na sytuację. Każdy ma jakieś swoje fizyczne ograniczenia, a on przesuwa swoje nieustannie, zmuszając serce do szybszego bicia ze zdenerwowania. To chodząca kulka przejęcia i stresu, która nie przyzna się, że wziął na siebie za dużo. To by oznaczało, że nie można na nim polegać. Że jest słaby. Wie o tym, ale nikt inny nie powinien zorientować się, jak beznadziejny jest. Ufają mu.
Żeby delikatnie to określić, Pergilmes nie ma zbyt wysokiej samooceny. Jedynie części rodzeństwa i Brooklyn udało się mniej więcej przedostać się przez jego barierę sztywności i zimna, ale nawet przy nich pozostaje spięty. Rozluźnia się, dopiero będąc samemu, czasami, w jakieś niezwykle dobre dni. To typowy samotnik, chociaż życie nie pozwala mu specjalnie na cieszenie się tylko towarzystwem własnej osoby. Nie mówi o swoich problemach, lękach i słabościach, bo przecież nikt nie może tego zobaczyć, niezależnie, czy wróg, czy przyjaciel. Żyje w przekonaniu, że poradzi sobie ze wszystkim sam i nie ma po co męczyć innych swoimi sprawami.
Chociaż próbuje się prezentować, jako logiczny i spokojny samiec, który ceni sprawiedliwość, to chowa urazę przez lata. Może tego nie ukazywać, może się wydawać, że zapomniał, ale tak nie jest. On pamięta. On wścieka się, irytuje i planuje, a nawet jeśli powinien już dawno odpuścić, on tego nie zrobi. Kiedy już coś robi, wkłada w to całą determinację.
Pozostała jeszcze jedna rzecz, która ukształtowała go nawet bardziej niż praca czy rodzina. Chata.
Od końca listopada do początku stycznia Pergilmes przebywał poza sforą. Urodziny i święta spędził w zamknięciu, nowy rok w obcej sforze. Nie mówi o tym. Udaje, że te trzydzieści osiem dni z jego życia zostało wycięte i nie miało żadnego wpływu. Nie odpowiada na pytania, nie wspomina, nie tłumaczy. Może przekonać wszystkich, a będzie próbował, ale z samego siebie nie oszuka.
Ta trauma, którą nigdy się nie zajął, ma małe i nieco większe wyniki. Nie lubi schodów, póki może, ich unika. Nie używa słowa noc, tylko ciemność, zawsze ciemność. Kilka razy był zmuszony do przebywania po zachodzie słońca i chociaż teraz jest z tym lepiej, to nadal całe ciało mu się spina, gdy otacza go ciemność i nie może normalnie zasnąć, jeżeli nie świeci obok świeca. Tak, jest to problemem, ale Pergilmes i tak niewiele śpi. Nie uśnie, jeżeli nie czuje się bezpiecznie. Jeżeli już odpłynie, to obudzą go koszmary. Już nie tak często, nauczył się też z nimi radzić w ciszy, ale powtarzają się - szare ściany, niewiele światła, smród zatęchłej piwnicy. Wtedy potrzebuje światła i chwili spokoju, by zrozumieć na nowo, że może nie jest bezpieczny, ale nie jest też w Chacie.
Nie może być w żaden sposób skrępowany, czy to przez zaplątanie łap w kołdrę, czy też związanie, nawet dla zabawy. Potrzebuje zawsze mieć możliwość ruchu, ucieczki lub walki. Rozgląda się wiecznie za niebezpieczeństwem, spiskami i wrogami, którzy mogą się gdzieś czaić. Zapewne można to podciągnąć pod nerwice, ale nigdy nie dał się przebadać. Zapewne powinien, może dałoby się wtedy zminimalizować ataki paniki, one są zdecydowanie zbyt przeszkadzające.
Pergilmes nienawidzi zimna, wie, jak bardzo potrafi wedrzeć się pod skórę i mięśnie. Jeżeli mógłby, nigdy nie wychodziłby na zewnątrz, jeżeli leży śnieg. Nie ma niestety takiej decyzyjności. Podobnie zarówno święta, urodziny, jak i sylwester są w najlepszych latach ignorowane, w gorszych niszczą mu samopoczucie. To ten miesiąc, gdy jest wyraźnie bardziej niezadowolony z życia i świata, łatwiejszy do zdenerwowania.
Chociaż nienawidzi Chaty i każde wspomnienie o niej porusza jakąś nieprzyjemną strunę w jego gardle, to wyszły z tego dobre rzeczy. Nie narzeka, tyle ile za szczeniaka, stał się bardziej przywiązany do czystości, zje absolutnie wszystko, chociaż nie potrzebuje dużej ilości pożywienia, w jakiś stopniu wzrosła mu też tolerancja. Poznał paskudne psy i dobre wilki i nawet teraz, mimo swojej podejrzliwości, jest ona taka sama dla każdego, niezależnie od gatunku czy wyglądu.
Pergilmes nie płacze, ale przy tym też za bardzo się nie uśmiecha. Nie wierzy w bogów, ale jest pewien życia po śmierci. Ma bardzo wysoką odporność na ból, jednak sam nie lubi poniżać się do przemocy.
Osiągnie swój cel, nawet jeśli jest to praktycznie niemożliwe. Da radę, jak powtarza sobie. Za dużo od niego zależy, żeby zawiódł.
RODZINA:
Jedynie najbliższa.
- Ojciec Peter.
- Matka, martwa, Deviah.
- Vergil, Autumn, Cherik, ostatni martwy, w praktyce wujostwo.
- Tony, Pierniś, Luke, Oliver, ABC, Fredrick, Eau, Gienia, rodzeństwo biologiczne.
- Harlivy, Solangelo, Prestian, Black, Maleo, dzieci ze Svetlaną.
- Millenium Falcon, Thorin, Varchie, Sveter, Yowzah, których matka jest oficjalnie nieznana.
- Alicja, córka adoptowana, matką adopcyjną jest Brooklyn.
- Fryderyk Wilhelm, Hohenzollern, wnuki od Solangelo. Prus jest martwy.
- Fobos, Aries, Andromeda, Wega, bratankowie i bratanice od Tony’ego.
W sforze jest z nim Prestian i Solangelo, a także Peter, Eau, Wega, Fobos i Fryderyk Wilhelm.
PARTNER: Kogo obchodzi miłość romantyczna? Na pewno nie jego! Żal wszystkich samic (
HISTORIA: Urodził się w Royal Dogs, żył tam aż do Rewolucji. Po drodze oczywiście parę rzeczy mu się przydarzyło, już od początku życia. Przy porodzie zmarła Deviah, ich matka. Jeszcze za dzieciaka trochę mu brakowało matczynej uwagi, ale to minęło. Z perspektywy mógł przyznać, że dzieciństwo miał dobre, chociaż za szczeniaka by tak nie powiedział. Nie dogadywał się z ojcem, nie dogadywał się z rodzeństwem i ze światem.
A potem przyszła ostatnia szczenięca zima.
A potem przyszła Chata. Nie mówimy o Chacie. Jest fragmentem życia, który utrwalił się w jego umyśle, ale o którym nigdy nie wspomina, nie odnosi.
Po powrocie do domu czuł się paskudnie, niegodnie, by ująć to delikatnie. Sam zgłosił się do zostania sprzątaczem i został na stanowisku nawet przez parę lat, ale potem cała sytuacja zaczęła się komplikować. Ojciec został aresztowany i wszystko zaczęło się rozwalać. Pergilmes załatwił sobie zmianę stanowiska na adwokata, którym potem pozostał aż do końca Royal Dogs. Miał nadzieje, że będzie mógł bronić rodzica w sądzie, jednak ten nie chciał na to pozwolić, a nawet gorzej, stwierdził, że właśnie on, Pergilmes Han Solo, zostaje następną betą.
To doprowadziło do nieprzespanych nocy, stresu i w pewnym stopniu do pierwszego potomstwa z samicą o imieniu Svetlana, która miała wspierać go w tym całym gównie, bo w końcu potrzebował mieć następców. Solangelo, Prestian, Harlivy, Black, Maleo, jego pierwsze dzieciaki, na które zdecydowanie nie był przygotowany, zwłaszcza nie, gdy wokół ciągle toczyło się to całe gówno związane z powrotem ojca i życia na trzech godzinach snu dziennie.
Potem Black zniknął, Harlivy zniknęła, Sol był dziwny, Maleo zamknięty w swoim świecie, Prest zawsze zajęty, a ze Svetlaną się pożarli. Pergilmes zawsze załatwia sprawy do końca, więc zerwanie partnerstwa nastąpiło sprawnie, a Gil nie potrafił trzymać się daleko od problemów, chociaż bardzo chciał.
Przybyła delegacja, delegacja przywiozła alkohol, a on czuł wielką potrzebę udowodnienia tej obcej samicy, że jest normalny. To z pewnością rodzinna przypadłość, jak łatwo płodzą dzieci, zwłaszcza gdy nie chcą. Astoria nie mogła sobie pozwolić na zniszczenie reputacji nawet bardziej niż on. Thorin, Millenium Falcon, Yowzah, Sveter, Varchie. Tym razem był bardziej przygotowany, ale poradził sobie chyba nawet gorzej niż wcześniej.
Varchie zamieszkała poza sforą, Mill go nienawidził, Sveter wszystkich olewał, Thorin odszedł nie wiadomo gdzie, Yo milczała.
Raz rodzina zmusiła go do urlopu, który zakończył się dla niego kolejnymi zmartwieniami, jednak o tym też nie wspomina. Nawet gorzej z tym niż z Chatą.
Mimo władzy czuł bezsilność, widział brak zmian, widział, jak wszystko zdaje się psuć i nie potrafił nic naprawić. To akurat miało też bardziej radosne strony - zaczął lepiej dogadywać się z Eau i nawiązał jakąś, może nazwijmy to przyjaźnią, z Brooklyn. Przydało mu się to, bo później, przez jakiś chory przypadek nienawidzącego go losu, według kroniki dostali szczenię. W między czasie zyskał wnuka, który był starszy od jego adoptowanej córki, co nieco mieszało w głowie.
A skoro świat go nienawidził, to wszystko zaczęło się łączyć. Stres wzrastał, serce nie wytrzymywało, coraz więcej rzeczy zrzucało się, aż w końcu pękł. Jak ktoś pęka, nie jest zbyt pięknie, więc tu też nie było. Podniósł się, oczywiście, że tak, ale zaraz później sfora zaczęła proces swojego upadku.
Oczywiście, był przeciw alfom. Czuł, że to wszystko zaczęło się przez niego, cały chaos i późniejszy horror, nie ważne co powtarzają inni. Skończył, gdzie skończył. Z mimowolnym stanowiskiem, które przecież musiał przyjąć, bo ktoś powinien kierować psami.
Ma wielką nadzieję, że tego nie spierdoli, jak już się stało z tyloma rzeczami.
WAŻNIEJSZE OPOWIADANIA: Retrospekcja #1
TOWARZYSZ: Zmarł. Nie ma następnego.
EKWIPUNEK: Obroża z amuletem skull, mała torba, trzy książki ("Hamlet","Król Lear", "Henryk V"), czarny notatnik, węgiel do pisania, mały sztylet, mały garnek.
MONETY: 70
DOŚWIADCZENIE: 125
STATYSTYKI:50
- siła: 5
- zręczność: 5
- kondycja:11
- inteligencja: 11
- wiedza: 8
- charyzma:10
MAIL: juliaczaps@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz