12.28.2019

Peter

https://i.imgur.com/pESpJ3r.jpg
Photo from animales.uy
IMIĘ: Peter.
MOTTO: "I'm not the one you push around with a gun, I am the gun.”
PŁEĆ: Pies
WIEK: Dzięki nieśmiertelności dotrwał do dwudziestego pierwszego roku życia, jego ciało zatrzymało się na dziewiątym.
RANGA: Tymczasowo medyk, jakąś tam wiedzę ma, zobaczy co będzie z nim dalej.
APARYCJA:
  • rasa: Sznaucer miniaturowy czystej krwi.
  • wzrost: 35 centymetrów.
  • waga: 7 kilogramów.
  • wygląd zewnętrzny: Należy zacząć od tego, że Peter wygląda staro właściwie od momentu, gdy był jeszcze w kwiecie wieku. Nie do końca przystrzyżone uszy, siwe futro, przerzedzone w paru miejscach, długa broda i niekoniecznie zadbane - stan utrzymujący się od dawna, ale w ostatnich latach doszły do tego inne szczegóły: zniknęły mięśnie, głos osłabł, ale to już nie te cechy. Ważne jest, że Peter wydaje się starszy, niż wiek jego ciała wskazuje, ale za to oczy pozostały takie same - ciemne i błyszczące. Jego szata składa się z ciemniejszych i jaśniejszych plam, oscylujących w granicach szarości, przy czym pozostaje ona nieco dłuższa na łapach, niż na reszcie ciała. Jest rasowcem, spełniającym wszystkie wymagania, począwszy od kwadratowej klatki piersiowej, a kończąc na trójkątnych uszach. Perfekcyjny przykład rasy, może tylko mniej zadbany i budowa nie taka, jak u kanapowca, a raczej zmęczonego, byłego myśliwego, ale z rozpoznaniem nie byłoby problemu.
  • głos: Willem DeFoe
  • znaki szczególne: Na piersi, między szaro-białym futrem ma czarną plamę niewielkiej wielkości. Parę blizn tu i ówdzie, z najbardziej charakterystyczną na poduszce lewej, przedniej łapy.
INFORMACJE DODATKOWE:
- Niewiele chodzi, ze względu na pewną nieprzyjemny wypadek, który mu się przydarzyło parę lat temu. Bardzo powoli powraca do zdrowia i aktualnie potrafi przejść, swoim spokojnym tempem może właściwie chodzić przez dłuższy czas po płaskim. Proszę o brawa!
- Jeżeli już zdarza mu się chodzić, to kuleje lekko na lewą, tylną kończynę.
- Ma obroże z napisem „ Peter” i poniżej “Proszę skontaktować się z rodziną Hale tel. 789456337”, bardzo starą i zniszczoną, które nigdy nie zdejmuje.
- Nie posiada lewego oka, jest zastąpione szklanym.
- Jeżeli z kimś rozmawia lub spaceruje, zawsze stara się mieć osobę po prawej stronie. Jeśli pozwoli ci pozostawać po swojej lewej, możesz czuć się specjalny.
- Mamroczę dość często pod nosem lub wpatruje się z nienawiścią w pustą przestrzeń, to oznacza, że rozmawia z Vergilem albo przynajmniej próbuje się z nim skontaktować.
- Żadne morderstwo nie zostało mu udowodnione.
- Praktycznie nie podnosi głosu, uważa, że wtedy staje się on drżący.
- Nazywa szczeniakami wszelakie psy młodsze od niego. W praktyce może to oznaczać każdego.
- Jest nieźle obeznany z ludzką kulturą popularną.
- Późno nauczył się pisać i czytać, więc przychodzi mu to z trudem.
PIERWSZE WRAŻENIE: Dziadzio. Taki miły, przyjemny dziadzio, który chętnie z tobą porozmawia, pożartuje i nawet wysłucha, jeśli będzie taka potrzeba. Uśmiecha się delikatnie, patrzy ci w oczy, słucha, może żarty trochę ostre mu wychodzą albo uśmiech zyskuje nutę kpiny, ale można mu to wybaczyć. Ponownie, to dziadzio przecież, który lubi gadać.
MORALNOŚĆ: Nie można zabijać bez celu, bez myślenia i bez szacunku. To jego pierwsza i prawdopodobnie najważniejsza zasada. Był mordercą przez lata i to, że nie może wykonywać zawodu, nie znaczy, że przestał nim być. Jego moralność została nieco pokręcona. Nie pozwoli skrzywdzić swoich przyjaciół, ale sam jest w stanie zabić za pieniądze. Uwielbia dzieci, ale to nie przeszkadzało mu zabić wilczych szczeniąt na jednej z wojen. Nie zdzierży gwałtów, ani tortur i nie będzie czekał, żeby w takim wypadku zadziałała sprawiedliwość. Stara się nie łamać prawa sforowoego, bo to tylko wpędzi go w kłopoty, ale nie ma do niej takiego szacunku, jaki zapewne powinien mieć. Już raz go zawiodło.
CHARAKTER:
Peter jest przykładem psa, który nosi maski na tyle dobrze, że nie da się ich dostrzec.
Najważniejsza cecha: Peter jest hipokrytą, który co gorsza uważa, że jeżeli on się do tego przyzna, zabierze innym amunicje z łap. Zasady obowiązują wszystkich, poza nim samym. Zachowania, za które on sam przegryzłby ci gardło, jemu należy wybaczyć. Nie próbujcie przemawiać do jego moralności - każda próba zmian tylko mocniej upewnia go w przekonaniach. Jest ponad innych, nie przyzna, że tak myśli. Ma wysokie poczucie własnej wartości, może i zbyt wysokie, jak na psa w takiej fizycznej sytuacji, ale wszyscy zawsze niewiele od niego oczekiwały, więc robi to za nich.
Tym, którzy nie poznali Petera zbyt dobrze, czyli większości, raczej nie zrozumiałaby, dlaczego właśnie ta dwulicowość była pierwszą rzeczą tu opisaną. Zawsze wydaje się miły. Jeżeli nie miły, to chociaż uprzejmy, bo nie ma powodu, żeby było inaczej. Lubi przebywać w towarzystwie, skupiać na sobie uwagę, widzieć, że inni słuchają jego słów.
Ma silną potrzebę nie tyle nawet rządzenia, co opanowywania tłumu, najlepiej bez dodatkowej odpowiedzialności. Musi czuć się bezpiecznie w danym miejscu, a bezpieczeństwo można zapewnić jedynie poprzez kontrolę. Zwłaszcza teraz, gdy jego możliwości ruchowe są ograniczone, czuje potrzebę bycia lubianym i szanowanym. Jest starszym psem, to daje mu dodatkowo w oczach wielu konkretną pozycje, którą chętnie wykorzystuje.
Taki staruszek, zwłaszcza gadatliwy, trochę może nawet egzaltowany dla zabawy, chętnie się przychodzi do niego po radę, w końcu tyle przeżył albo chociaż pogadać. Peter bardzo, bardzo chętnie z tobą porozmawia. Kocha mówić, umie słuchać, na świecie dużo ciekawych tematów, a z każdym da się pociągnąć rozmowę. Jeszcze dodatkowo ma całkiem niezłe poczucie humoru, może odrobinę okrutne, ale potrafi się śmiać z siebie i swoich głupot.
Jest inteligentnym psem, tego nie można mu odebrać, ale jednocześnie paskudnym idiotą. Wie dużo o świecie, jest na tyle kreatywny, by tą wiedzę wykorzystać, a jednocześnie tak cierpliwy, by uczyć się nowych rzeczy. Jednocześnie to taki typ osoby, który zrobi coś, by zobaczyć, czy zadziała. To może się skończyć jakimiś złamanymi kośćmi, ale przecież teraz chociaż wie, że nie, to nie zadziała. Myśli na tyle szybko w stresie, że jest pod mylnym wrażeniem, że ze wszystkiego uda mu się wykaraskać. Oczywiście, biorąc pod uwagę, że nadal jakoś kroczy przez to życie, widać, że miał w większości rację, ale to nie sprawia, że powinien próbować. Jeżeli coś ma być jego zgubą, to właśnie ta impulsywność w życiu codziennym, nad którą nie potrafi zapanować.
Wszędzie jest go pełno, próbuje wszystkiego, chce uczestniczyć we wszystkim. Jest w nim trochę tej szczenięcej energii i ciekawości, która nie kończyła się nawet po tylu latach. Może dlatego dobrze dogaduje się ze szczeniakami. Kocha te kurduple i uwielbia się nimi zajmować. Nigdy nie traktuje ich, jak istoty mniej inteligentne. Jeżeli mają pytanie, stara się odpowiedzieć. Z dzieciakami też można się pośmiać i mają mniej ograniczony filtr w pysku, niż dorośli. Peter nie znosi tych rozmów pełnych sztucznej uprzejmości i grzeczności, która charakteryzuje niektóre rozmowy, woli przejść od razu do rzeczy, niż słuchać przez minuty niepotrzebnej gadaniny, która nic nie zmienia.
On sam jest całkiem niezły w zmianach i nakierowywaniu tematu na odpowiednie tory. Wie, jaki wynik chce osiągnąć i jak do niego doprowadzić. Umie manipulować innymi, nie ma w nim jakiś moralnych dylematów, czy to co robi jest etyczne. Jeżeli może i potrzebuje, będzie kłamał. Na tym się zna nawet bardziej, niż na swoim dawnym, morderczym zawodzie. Kłamie bez zmrużenia oka. Opracował wszystkie sztuczne uśmiechy, jakie mogą pojawić się na jego pysku. Tworzy i zapamiętuje niestworzone historie, gdy tylko są mu potrzebne. Jeżeli będzie trzeba, patrząc ci prosto w pysk i bez zawahania w głosie, powie ci nieprawdę. Nieistotne, czy jesteś obcym czy bliskim, każdemu trzeba czasem powiedzieć jakieś kłamstwo, dla swojego lub ich własnego dobra.
Jest zdecydowanie mniej pragmatyczny, niż by chciał. W codziennym życiu daje się porwać gniewowi i smutkom. Ta persona miłego dziadka zawsze trochę pękać. Na przykład jego żarty przechodzą czasem na granice okrucieństwa. Tak jak nie popiera bezmyślnego zadawania bólu, ma jakiś rodzaj przyjemności, z doprowadzania psów na krawędź irytacji, tak, że niemal próbują go uderzyć, ale to przecież normalne. Ludzkie, można by powiedzieć, gdyby nie gatunek. Są za to inne szczegóły.
Chociaż Peter mówi dużo, z czego sporo o sobie, to gdyby ktoś się zamyślił, zdałby sobie sprawę, jak mało naprawdę przekazuje. Po prostu nie daje informacji o sobie byle komu i bez powodu. Jeszcze bardziej skryty jest, jeśli chodzi o emocje, prezentując samego siebie niczym skałę, całkowity spokój. Zawsze wszystko jest w porządku i zawsze on sobie sam świetnie poradzi.
Nie wstydzi się przeszłości, jeżeli zadasz odpowiednie pytania, odpowie. Podjął w swoim życiu sporo moralnie szarych decyzji, ale wychodzi z założenia, że jeżeli już to nastąpiło, nie ma co ignorować faktów. Wszystkie błędy, przegrane i zwycięstwa należą do niego, jeżeli podejmuje działanie, jest świadomy, że będzie miało ono jakieś konsekwencje. Nie ma co przepraszać za swoje decyzje. Należało je przemyśleć zawczasu. Tu wychodzi już jego podejście do świata.
Jest chłodny, zwłaszcza, gdy sytuacja wymyka się z jego łap. W sytuacji, gdy powinien płakać, krzyczeć, rozpaczać, pojawia się chłód. Zamyka się w nim, niczym w pancerzu, a gdy przychodzą kolejne tragedie, on tylko bardziej i bardziej chowa się w bezpiecznym braku emocji.
Kocha swoją rodzinę całym sercem, krew i geny w żadnym stopniu nie definiują kto do niej należy, będzie jej lojalny, ale nie do śmierci. Nie poświęci dla nikogo życia. Może pomścić, z pewnością to zrobi, ale on pozostaje najważniejszy.
Nie ma wyrzutów sumienia. Za dużo gówna w życiu dokonał, by sobie na nie pozwolić. Nie tłumaczy się ze swoich decyzji. Nie śni o swoich ofiarach, nie myśli o ich rodzinach, nie żałuje. Peter jest w stanie zrobić paskudne rzeczy dla samego siebie. Ostatecznie, on zawsze myśli o sobie. Rodzina jest jego, sfora jest jego, będzie ich chronił właśnie dlatego.
To morderca, że nie zabija, to inna sprawa. W sercu na zawsze nim pozostaje, jeśli dostanie zlecenie, wykona je. Ta jedna, stała rzecz, możliwość zabierania żyć, utrzymywała go przy względnej normalności całymi latami.
Mało kto pamięta o tym fakcie albo chociaż myśli, ale czasami wzrok jakoś mu się zmienia. Jakby wszystkie maski opadały i pozostaje tylko czysty, absolutny chłód w tych brązowych oczach.
Nie można powiedzieć, że to jest jedyny, prawdziwy Peter, bo każda cząstka jest prawdziwa, na swój sposób, nawet te wymuszone uśmiechy i powtarzane żarty, ale jego niebywale istotna część, o której wielu po prostu zapomina. Dawny morderca, który drzemie, ale nie umarł.
RODZINA: Ojciec Doors, matka Marine, oboje od lat martwi.
Dwójka braci: Rodney, którego nie widział od prawie dwudziestu lat oraz Cherik, z którym udało mu się spotkać na starość. Obaj oczywiście martwi. Oprócz nich jeszcze siostra, Thalia, zabita w wieku dziecięcym.
W jego życiu pojawiły się dzieci, te przybrane, te biologiczne w liczbie dwudziestu czterech: Malaga, Zack, Salix, Hannibal, Aeden, Penny, Pepper, Primrose, Jay, PJ, Picture, Vaincour, Bisu, Konstanty, Tytus, Genesis, Pergilmes, Tony, Luke, Pierniś, Oliver, Fredrick,  ABC, Eau. Poza tym Hannibal dał mu wnuczęta, a oprócz niego Aeden, Primrose, Jay, PJ, Picture, Pergilmes, Tony.
Od Hannibala była Heroine i Richonne, Od Aedena Klaus, Calaveria i Rakish. Od Primrose Humphrey, Sheon, Anatar, Kotlik, Savren, Antygona i Rowene. Od Picture'a Sponge, Syoss, Timotei, Elmex. Od Jaya Bonnie, Adele, Dustina, Eliota, Ashes, Chantelle i Sunshine.Od PJa Mjehurić, Patricia, Sapun, Sparrow i Cretcher. Co więcej Patricia dała mu prawnuki, Violeta i Ivy, która zaś, z partnerką, dała praprawnuki: Marsa, Tori, Faith, Flosa, Idee, Mae, Senshi, Zero, Inoe i Deepa. Od Tony'ego Artess, Fobos, Aries, Wega i Andromeda. Od Pergilmesa Solangelo, Maleo, Black, Harlivy, Prestian, Sveter, Thorin, Millenium, Varchie, Yowzah. Solangelo dał mu jeszcze prawnuki: Fryderyka Wilhelma, Hohenzollerna i Prusa.
Ile z wymienionych tu osób znajduje się teraz przy nim?
Niewiele niestety, część zginęła, część odeszła, z częścią niewiadomo co się stało.
Do Republiki trafił wraz ze swoim jednym synem, Pergilmesem, córką Eau, wnuczętami Millenium Falconem, Prestianem, Solangelo, Timoteiem, Cretcherem i Bonnie oraz prawnukami Marsem oraz Fryderykiem Wilhelmem.
A poza tą wielką, szaloną zgrają jest jeszcze dwójka, której oficjalnie nie powinien zapewne uważać za rodzinę, ale nikt mu nie zabroni: przyjaciółka Autumn i towarzysz Vergil. 
PARTNER: Nie, bardzo dziękuję.
HISTORIA: Peter powtarzał, że jego życie ma tylko pięć ciekawych momentów. Było to kłamstwem, jak wiele innych wypowiedzi, ale pozwólmy mu na nie. Z czasem pięć momentów rozbudowało się, skomplikowało, część wypadła, część doszła.
Numer jeden pozostał stałym, wypalonym momentem w jego umyśle. Zanim coś może się spieprzyć, najpierw musi istnieć coś dobrego. W tym przypadku, by utracony został dom, najpierw trzeba było jakiś mieć.
Pochodził z hodowli i gdy tylko mógł zostać sprzedany, trafił do rodziny Hale wraz z siostrą, Thalią. Z perspektywy czasu, to były najbardziej rajskie chwile, jakie przytrafiły mu się w życiu - dach nad łbem, jedzenie pod nosem i ciepłe ręce, gładzące szare futro, pomagające wejść na wszystkie meble.
Dom był olbrzymi, a drzwi zawsze otwarte. Rodziną dla Petera był każdy dwunóg, który przeszedł przez próg, a tych dwunogów było mnóstwo: dzieci, przyjaciele dzieci, kuzynostwo, sąsiedzi, każdy był mile widziany, hiszpańska gościnność wymagała tego od Hale’ów. Nazwisko co prawda zostało zmienione przez przodków po wyprowadzce z kraju, ale zwyczaje pozostały. Głowa rodziny był dość przywiązany, do swoich korzeni i opowieści o  Maladze, Sevilli czy katalońskich bykach powracały nieustannie.
Peter miał dom, ludzi i siostrę. A potem, jednego wieczoru, pobiegł za kotem, zostawiając Thalie w tyle. Ta adrenalina w żyłach i wrażenie, że właśnie uczestniczy w największej przygodzie swojego krótkiego życia, dały małemu ciałku energii, żeby biegł przed siebie. Kot okazał się jednak niedościgniony, a mały sznaucer musiał wrócić do domu, zaczynało już być zimno.
Tylko domu już nie było. Był smród spalonych ciał, syreny straży pożarnej i zgliszcza. Podpalenie, prawdopodobnie. Nie miało to jednak specjalnie znaczenia. Ogień zabrał wszystko. Dostał raj na rok, tyle musiało mu wystarczyć, więc zaczął biec.
Bez celu, byle przed siebie, jeszcze na tyle głupi, by myśleć, że wraz z odległością zmażą mu się wspomnienia, ale już dostał pierwsze lekcje: ciepło jest ważniejsze od pożywienia, ludzi na ulicy lepiej unikać, pył po pożarze jeszcze długo utrzymuj się w powietrzu i zostaje na futrze.
Jeżeli zdarza mu się myśleć “Co by było gdyby”, zawsze wraca myślami do tego jednego dnia. Jeżeli ta jedna iskierka nie zaprószyłaby ognia, jeżeli chociaż Thalia przeżyła, jeżeli, jeżeli, jeżeli.
To dopiero pierwsza rzecz, jeszcze cztery.
Tak jak pożar zabił jego szanse na szczęśliwe życie wśród ludzi, tak gang rozpoczął je na nowo.
W jakiś sposób Peter jest wdzięczny za te czasy. Wie, że inaczej nie poradziłby sobie na ulicy tak dobrze. Dobrze ukształtował go i dał miejsce, by samotny dzieciak dorósł na członka społeczeństwa, nawet jeśli było ono okrutne i wyniszczające. Tam nauczony został zabijania. Tam pierwszy raz zobaczył na własne oczy zobaczył, jak ucieka ostatni oddech z gardła.
Nie byłoby Petera, gdyby nie te lata.
Przy małym, przerażonym sznaucerze zatrzymała się suka, która zdecydowanie nie nadawała się do tego życia. Poczekała. Nie powinna była czekać, tak kazali, a ona nie posłuchała. Do szczeniaka nikt nie miał pretensji, ale jej należało się pozbyć, więc szybko zniknęła. Nikt nie przygarnął dzieciaka, ale nikt nie odganiał dzieciaka, a on nie miał gdzie się podziać, więc podążał za grupą i zjadał resztki.
Trafiło mu się cholernie zimne lato, jeszcze gorsza jesień. Wtedy jeszcze bał się ognia, przeraźliwie. Dodajmy do tego noc i przywódce, który wrzeszczał, jakby dawno już oszalał. Postawiono go w kręgu z innymi psami, starszymi w większości, ale one wydawały się spokojne. Może tylko tak to wygląda w jego wspomnieniach, ale zdawało mu się wtedy, że wszyscy wiedzieli na co się piszą, tylko nie on.
Poczuł uścisk na swojej kończynie i chwile później ogień lizał poduszkę jego łapy. Została mu blizna, ale dołączył. Oficjalnie stał się częścią gangu. Zaczął uczyć się reguł, wszystkich niepisanych i wraz z tym przyszły kolejne lekcje: ucieczka nie jest oznaką tchórzostwa tylko jedną z opcji, nie wybrzydzaj z jedzeniem, obserwuj relacje międzypsie z wielką uwagą, nie jesteś bezpieczny. Nigdy.
Już są dwa. Trzecie wydarzenie było nareszcie radośniejsze.
Peter znalazł kiedyś szczeniaka. Nie miał doświadczeń z rodzicielstwem, ani jako rodzic, ani jako dzieciak, ale serce nie sługa, a jakieś instynkty musiały być w nim silne. Kiedy znalazł martwą sukę w uliczce, nie przejął się za bardzo. Kiedy bezimienny szczeniak zaczął za nim podążać, tego już zignorować nie mógł. Jakoś mimowolnie zaadoptował suczkę, przypadkiem nazwał Malagą i rozpoczął proces tworzenia swojej małej rodziny, która z czasem przestała być taka mała.
W tamtym momencie swojego, jeżeli spojrzeć na to z aktualnej perspektywy, krótkiego życia, myślał, że spędzi je samemu, a tutaj przyszła Malaga. Męcząca, irytująca Malaga, której nigdy nie nazwał córką, która nigdy nie nazwała go ojcem, ale była jego dzieckiem w równym stopniu, co wszystkie, które przyszły później.
Nigdy nie zdecydowałby się dołączyć do RD, gdyby nie myśl, że szczeniak potrzebuje mieć jakieś normalne otoczenie do dorastania, nie takie, jakie on miał. Rozmroziła mu serce, otworzyła na kolejne bóle.
Nieważne, jak bardzo bolała go utrata każdego z dzieciaków, nigdy nie powie, że żałuje. Każdego szczeniaka, którego wychował, kochał, niezależnie czy one powstały z przypadku, planu, czy były z jego krwi, czy nie.
Tutaj, oprócz lekcji praktycznych dbania i rozmawiania z młodą istotą, przyszła jedna istotniejsza: rodzinę budujesz sobie sam. Niby taka prosta, ale musiał mu ją ktoś wbić do łba.
Czwartym ciekawym wydarzeniem jego życia była śmierć. Śmierci właściwie, wszystkie trzy, ale to pierwsza rozpoczęła całe zamieszanie.
Druga, krótka, jeszcze nawet była porządna - zginął na chwile, po tym jak zerwano, nie permanentnie, jego połączenie z Vergilem.
Trzecia, naprawdę ładna, pod koniec całej tej wojny, został zabity przez wilczyce. Dużo krwi, pogrzeb, problemy ze wskrzeszeniem. Nie można powiedzieć, by był dumny ze swojej śmierci, ale z całej trójki, jeżeli musiał wybrać odejście, to takie: w nierównej walce, której nie miał jak wygrać.
Jednak jeszcze była pierwsza śmierć. Najgorsza. Najgłupsza. Petera pierwszy raz spotkała śmierć, w wieku sześciu lat, z powodu zatrucia. Zjadł mięso jednorożca, wtedy bez wiedzy, że zawsze kończy się to zgonem posilającego. Zmarł. Dostał nagrobek, krótką przemowę, nawet parę łez, ale nie to, co działo się w tym świecie jest interesujące.
Jeżeli Peter nie potrzebuje, by cię wciągnąć w cały ten bałagan, nie powie o zaświatach. Utrzymuje, że nic z tego nie pamięta, Vergila poznał inaczej, a po drugiej stronie, równie dobrze, nic może nie być.
Peter nie chciał zostawać w krainie martwych, więc zawarł umowę z najgorszą z możliwych istot. Zasady wydawały się proste: ciało nie połączy się z duszą bez odpowiedniego spoiwa. Spoiwem, które dostał od Nogitsune, był Vergili - kaiju, istota z chaosu, której początkowo szczerze nienawidził. Z czasem ta nienawiść zmieniła się w neutralną znajomość, a potem przyjaźń, prawdopodobnie najważniejszą w jego życiu. Ta relacja, to kolejna rzecz, z której by nie zrezygnował, nawet jeśli przez nią przybyło mu do życia tyle problemów.
Peter nauczył się, że nie ucieknie od tego fragmentu swojego życia. Nawet nieśmiertelność nie oznacza, że nigdy nie umrze. Zawsze z tyłu głowy ma myśl, że udało mu się zirytować bardzo potężne istoty, wpaść w siatkę ich kłamstw i pomysłów, a pewnego dnia przestanie być dla nich użyteczny. Pewnego dnia go dorwą, więc musi znaleźć sposób, by jak najmniejsze problemy z tego powstały.
Jeszcze piąta rzecz, niezwiązana z magią, ale która ma na niego niemal równie duży wpływ.
Parę lat temu na granicy sfory zamordowano psa. Nazywał się Snow, miał brata Eamesa, siostrę Shape, szczeniaka, partnera i był ogólnie lubianą, aczkolwiek niespecjalnie znaną, osobą. Morderstwo było brutalne. Sprawca nieznany.
Po jakimś miesiącu śledztwa, oskarżono Petera o zbrodnie. To jedno, którego nie dokonał, a za które go skazano. Lekko… irytujące, ale Peter nie zdążył nawet przejąć się niesprawiedliwym wyrokiem. Eamesa śmierć brata uderzyła mocno. Prawdopodobnie powinno się uznać go za nieświadomego swoich czynów. Trudno powiedzieć, czy niekompetencja strażników zadziałała, czy może po prostu Eames miał szczęście, ale udało mu się porwać świeżo skazanego.
Postawił na okrutną sprawiedliwość. Użył eliksiru, którego niewielkie ilości sprawiały, że pies zwijał się w bólu. Ilości, które podawał Peterowi, były większe niż niewielkie. Historia ta jest dramatyczna, ale nie jest też naprawdę jego historią do opowiedzenia, a Eames obrócił się w proch, więc szczegóły pozostaną nieznane.
Ważne jest, że Peter nie zabił Snowa. Eames dowiedział się, zrobił co zrobić musiał i nie pomogło to za bardzo jego psychice, ale z czasem osiągnął spokój. Peter nie mógł. Ilości eliksiru były zbyt wielkie, by ciało mogło wytrzymać. Nastąpiły pewne zmiany i chociaż większość po paru miesiącach leków i odpoczynku zniknęła, to jeden problem pozostał - Peter nie miał siły w kończynach. Rehabilitacja nic nie dawała. Leki nic nie dawały. Peter nie mógł nawet ustać. Niegdyś opierał się na zdolnościach fizycznych, mógł ufać swojemu ciału, nawet gdy umysł go zawodził, a wtedy nawet najprostsze przedostanie się z łóżka do stołu było wyzwaniem.
To nie były najgorsze lata jego życia, ale z pewnością frustrujące. Dla niego i dla najbliższych. Zmiana nie powinna nastąpić, tak mówi logika, tak mówi nauka, ale nastąpiła. Bardzo powoli zaczął chodzić. Irytująco powoli, ale ruch jest lepszy niż stagnacja.
Tutaj też ciężko powiedzieć, jaką lekcje udzieliło mu życie, bo to chyba najgorsze. Nieważne, jak starał się znaleźć swój błąd w tej sytuacji, nie wiedział, co mógł zrobić inaczej. Jak kontrolować szaleńca? Jak nie dać się złapać, gdy nie jest się nawet sprawcą?
Jak nie przegrać? Chyba to najczęściej sobie powtarza. Jak nie stracić czegoś, kogoś, znowu i znowu i znowu, ale to już nie jest historia, którą on może opowiedzieć. Zbyt osobiste, on dzieli się przeszłością tylko, gdy może obrócić wszystko w żart, jeśli zrobi się zbyt poważnie.
A co z Rewolucją, może paść takie pytanie. Ktoś może zorientowałby się, że o wojnach też nie ma wspomnienia, ani o śmierci krótkotrwałej partnerki. Nieciekawe w dalszej perspektywie, tak twierdzi. Kto wie, dlaczego wybrał taką, a nie inną piątkę?
Dla zainteresowanych, tak, oczywiście był w sforze podczas tych wydarzeń, jego ruchliwość jest ograniczona. Stanął za synem i swoim byłym stanowiskiem, jako jeden z anty-alf, pro-bet, jakkolwiek to się nazywa, chociaż sam pewnie postarałby się to jakoś bardziej ugodowo określić. Przez długi czas stanowił raczej ciche wsparcie, obserwując co dzieje się w sforze i coraz bardziej się niepokojąc. Widział formujący się chaos i czekał, aż w końcu przeleje się czara goryczy. Kiedy w końcu to się stało i nadeszła wojna, przydatna była jego wiedza i praktyka dowódcy. Kierował niewielkim oddziałem, który udało im się stworzyć, ze świadomością, że nie mają szans, ale nic nie powstrzyma grupy gotowej do walki, poza śmiercią. Na to też zostali ostatecznie skazani.
Peter od dawna nie ma już wyrzutów sumienia, Nie da się uratować wszystkich, nie ma co próbować. O tym również raczej nie wspomina, o ile nikt nie zapyta.
WAŻNIEJSZE OPOWIADANIA:
TOWARZYSZ: Tymczasowo nieobecny Vergil, ale go odzyska. Jakkolwiek beznadziejnie to brzmi, ich dusze są dosłownie połączone, więc bez Verga, jest jakby Peter utracił fragment samego siebie - ten logiczny i pozbawiony emocji.
EKWIPUNEK: Sztylet hypnotic, pochwa do niego, sznurek do noszenia go, stara obroża.
MONETY: 10
DOŚWIADCZENIE: 185
STATYSTYKI: 53
  • siła: 4
  • zręczność: 3
  • kondycja: 4
  • inteligencja: 16
  • wiedza: 15
  • charyzma: 11
DISCORD: Ja#4101
MAIL: juliaczaps@gmail.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz